piątek, 12 września 2014

Dobra, jestem, jestem ;)

Cóż... czasem mam tak, że bardzo się na coś napalam, na przykład postanawiam przeczytać wszystkie książki, które posiadam, a jakimś cudem jeszcze nie czytałam, obiecuję sobie, że zacznę od dzisiaj i będę codziennie czytać minimum połowę jednej, a kończy się na dwudziestu przeczytanych stronach. Leniwa jestem do tego stopnia, że nawet zakładki nie wkładam. Zapał Słomiany powinnam się nazywać. A propos książek - kiedy się wyprowadzałam od rodziców, mama wcisnęła mi multum książek, które kiedyś nazamawiała i nawet raz nie przejrzała, a ponieważ zaczęła stawiać na minimalizm jeśli chodzi o ozdoby regału, stwierdziła, że wszystkie zbędne książki przepięknie będą wyglądać u mnie. Wracając do tematu napaliłam się tak również na pisanie bloga i dupa blada z tego wyszła. Ale mam wytłumaczenie! Powszechnie wiadomo, że człowiek, który edukację już zakończył (czyt. niestudent) wakacji nie posiada. Ja posiadam dziecko, co podnosi do potęgi moc poprzedniego zdania. Jednak mimo wszystko znowu miałam fajne wakacje, zrobiłam sporo zdjęć i dzisiaj będzie wpis powakacyjny, zdjęciowy. A co.




















Niby człowiek nic specjalnego nie robi, ale czas potwornie szybko przecieka przez palce. Starzejemy się, oj starzejemy. Lato się kończy, nałapaliśmy słońca ile się da, a teraz czas a jesień. To chyba moja ulubiona pora roku, chociaż nadal nie mogę się zdecydować. Grzybobrania, książkobrania, herbaty w wielkich kubkach, świeczki, poranna mgła, zapach powietrza, kolory w parku, spacery, szaliki, zupa grzybowa, deszcz - kocham to wszystko i chcę już! Wszystko na raz!



Co nabrało dla mnie sensu w roku 2018